Recenzja filmu

Niech żyje taniec (1950)
Norman Z. McLeod
Fred Astaire
Ruth Warrick

Ach, ten taniec!

Fabuła filmu może nie jest wielce odkrywcza, ale mam wrażenie, że gdyby tę historię napisali lepsi scenarzyści, a zająłby się nią reżyser z najwyższej półki dostalibyśmy całkiem przyzwoity film.
Po spektakularnym sukcesie "Parady wielkanocnej" wszystkie wytwórnie filmowe biły się o Freda Astaire'a. Studiu Paramount udało się go wypożyczyć. Astaire, który w "PW" grał z Judy Garland, największą gwiazdą filmów muzycznych wytwórni MGM, teraz miał wystąpić z Betty Hutton, najpopularniejszą artystką musicalową Paramountu. Sukcesu finansowego "Parady wielkanocnej" nie udało się jednak powtórzyć. Sukces odniósł za to inny film z Hutton, "Rekord Annie". Co ciekawe Betty została wypożyczona do studia MGM by zastąpić Garland, która nie mogła zagrać z powodu choroby.

Donald (Fred Astaire) i Kitty (Betty Hutton) podczas wojny występowali razem dla żołnierzy. Donald był beznadziejnie zakochany w partnerce i nawet się jej oświadczył, ale ona odrzuciła propozycję małżeństwa. Gdy spotykają się po latach, on wciąż jest kawalerem, ona zaś młodą wdową z małym dzieckiem. Teściowej nie podoba się sposób życia Kitty, więc chce zabrać jej syna. Wtedy do akcji wkracza Donald.

Norman Z. McLeod wyreżyserował do tamtej pory już kilka musicali, jednak tylko "Lady Be Good" zebrał dobre recenzje. Pozostałe nie cieszyły się zbyt wielką popularnością. Były nudne i przyciężkie, a fabuła wlokła się niesamowicie. W "Niech żyje taniec" mamy podobny problem: akcja jest nieciekawa, fabuła nijaka, a wykonanie niezadowalające. 

Fabuła filmu może nie jest wielce odkrywcza, ale mam wrażenie, że gdyby tę historię napisali lepsi scenarzyści, a zająłby się nią reżyser z najwyższej półki dostalibyśmy całkiem przyzwoity film. No właśnie, całkiem, bo film idealny nie jest.

Irytujące jest szczególnie aktorstwo Hutton. Ciągle wrzeszczy, zachowuje się, jakby była pępkiem świata i tym podobne. Jej postać jest pretensjonalna i źle zagrana. Lepiej wypada Fred Astaire, choć i on nie gra idealnie. Perfekcyjnie równoważy żywiołową naturę Hutton, choć jest, wydawałoby się, zmęczony swoim image'em.

Jest to jeden z niewielu musicali, w których nie ma ani jednej ciekawej piosenki. Wszystkie są sztuczne i nijakie. Najgorsza jest chyba "I Can't Stop Talking About Him" (Hutton, Astaire), w której Hutton niemiłosiernie się wydziera. Do tego mamy jeszcze kiczowaty  "Tunnel of Love" (Astaire, Hutton), "Panio Dance" (Astaire), "Jack and the beanstalk" (Astaire) oraz komiczny taniec Astaire'a i Hutton udających kowboi.

Strona wizualna filmu nie jest zła, choć nie sposób nie zauważyć, że mogła być lepsza.

Uważam, że jest to najgorszy film muzyczny z udziałem Astaire'a, niemniej nie odradzam, ale też nie zachęcam. Wasz wybór.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones